SŁOWO O LITERATURZE I SZTUCE NA DZIŚ? BARDZO PROSZĘ #49. „Ze względu na nastrój”. Spojrzeć w oblicze literatury bywa trudno, jak trudno patrzy się w twarz drugiego człowieka, przeważnie dlatego, że można w niej zobaczyć samego s i e b i e. Nie pluje się więc w twarz literaturze, bo ona – co należy podkreślić nie tylko ze względu na kontekst tego wpisu – ma twarz pełną doświadczeń i doświadczenia. Teksty literackie jako rzeczywistość materialna i znaczeniowa, co ważne, permanentnie pozostają w związku z rzeczywistością bo to są, jakby powiedzieli diachronicy sprzeciwiający się epizodycznemu typowi kultury, byty z przedłużonym w nieskończoność terminem ważności. Przed laty Peter Brooks ukuł frazę Reading for the Plot (handlungsorientiert lesen), co można przetłumaczyć jako „czytanie ze względu na fabułę”, natomiast Hans Urlich Grumbrecht proponuje, żeby teoretycy literatury, interpretatorzy i literaturoznawcy częściej czytali ze względu na stimmungsoorientiert lesen, czyli ze względu na nastrój. (zob.: Hans Urlich Grumbrecht, „Czytanie nastrojów. Jak można dzis pomyśleć rzeczywistość literatury” , w: „Teoria-literatura-życie. Praktykowanie teorii w humanistyce współczesnej”, Tom 1, pod red. Anny Legeżyńskiej i Ryszarda Nycza, Warszawa 2012, s. 151-173). Jednak słowo <nastrój> należy rozumieć w sposób bardzo skomplikowany, gdyż nie oddają go angielskie słowa <mood> czy <climate>, zaś niemiecki wyraz <stimmen> całkiem w tym kontekście słusznie kojarzy się ze strojeniem instrumentów. Czytelnik jest – mówiąc słowami noblistki Toni Morrison – „dotknięty jakby od środka”. I tu, co chyba każdy już zaczyna pojmować, pojawiają się konotacje z konwencjami romantycznymi i neoromantycznymi (np. ekspresjonistycznymi i impresjonistycznymi), dla których powinowactwo z muzyką stawało się tak istotne a budowanie aury, „gra” słów i słowami, zaczynającymi migotać niemal artystyczną powinnością i pasją. Przez obcowanie z rzeczywistością literacką możemy być niejako prowokowani do wytwarzania sensów, ale przede wszystkim – bo to dotyczy profesjonalisty i po prostu każdego czytelnika – „dotykamy tekstu” i w tym „dotknięciu” zamyka się cała amplituda wrażeń sensualnych, zmysłowych, intelektualnych, które mogą lecz – i tu warto poczynić istotną uwagę – nie muszą być wypowiedziane, zreferowane, mogą (za)istnieć w czytelniku bez konieczności zamieniania ich na sensy, mogą pozostać rodzajem smugi, aury, swoistego wrażenia, bo na literaturę można patrzeć też jak na twarz człowieka, czytanie to „lektura twarzy”, która jawi się jako „księga-źródło: problemów nurtujących, niepokojących, często jednak nierozstrzygalnych, natury metafizycznej, egzystencjalnej, eschatologicznej, osobistej i emocjonalnej. Twarz jest przestrzeni, która gromadzi wszystkie wymienione tu doświadczenia i doświadczenia. Twarz m o j a i twarz c u d z a, nakładanie mojej na cudzą, na twarz d r u g i e g o, która jest lustrem, odbiciem doświadczenia, moje-własnego, która jest rodzajem doświadczenia tożsamego, jest jednością, dialogiem, zdziwieniem, pogodzeniem, faktem, a może stać się frapującym przedmiotem szkole lektury” – pisze Anna Pilch (Anna Pilch, „Lektura twarzy a dyskurs historycznoliteracki i doświadczenie krytyczne”, w: „Doświadczenie lektury…”, red. Krzysztof Biedrzycki, Anna Janus-Sitarz, Kraków 2012, s. 178-179. Słowo <twarz> jest również w pewnym względzie niepokojące, spojrzeć komuś w twarz bywa trudno, karkołomnie; spojrzeć w twarz literaturze, myślę, że również wymaga odwagi i wysiłku. Czytać literaturę to wyczytać z jej twarzy nastrój, (całą) historię wraz z przyległościami i zostawić jeszcze miejsce na więcej, i zostawić jeszcze miejsce na s i e b i e. To „siebie” wypada zrozumieć np. za Romą Sendyką, której jako badaczce zależy na otwieraniu drzwi zatrzaśniętych przez „narracyjny imperializm”. „Siebie – które rozumiem jako zbiorczy, ogólny termin dla wielu bynajmniej nie współbieżnych konceptualizacji – pozwala się wyobrazić zwłaszcza w czynności cyrkularnego ruchu nakierowanego „na zewnątrz”, „ku innemu” i na powrót „ku sobie”. Refleksyjność, powiązana z refleksyjnością, czyli zdolnością do „zewnętrznej oceny”, przyglądania się sobie jak przedmiotowi, łączy się z tworzeniem związków, relacyjnością, twórczą niesamodzielnością.” (Roma Sendyka, „Od kultury Ja do kultury Siebie. O zwrotnych formach w projektach tożsamościowych”, Kraków 2015, s. 390-391. Nastrojowość to fuzja złożonej aktywnej świadomości i nieodpartego pragnienia prezentacji. Jest to spowinowacone z echami codziennej egzystencji, co znowu prowadzi nas do powtarzanych tu konkluzji o literaturze jako tropie rzeczywistości. Podsumowując, literatura, ponieważ jest aktem „sobąpisania”, o czym była mowa w poprzednich wpisach jak najbardziej może zostać poddana procesowi antropomorfizacji i w ten sposób zyskiwać twarz. Patrzymy w nią, zerkamy, spoglądamy nieśmiało, spuszczamy wzrok, oczarowani, przerażeni, nierzadko rozpoznajemy w niej siebie, własne potencjały, lęki strachy i doświadczenia, ta konfrontacja wymaga heroizmu. Wreszcie pozostajemy z z aurą świata przestawionego, owym „nastrojem” na krótsze lub dłuższe chwile, a bywa, że na całe życie. Pozdrawiam. Wasza E z CTS.

PODZIEL SIĘ