SŁOWO O LITERATURZE I SZTUCE… #84 „Bad romance” czyli anty-teoria literatury. Jean-Paul Sartre w eseju „Czym jest literatura?” pisze, że dzieło dopełnia się tylko wtedy, gdy zostanie przeczytane przez osobę, która go nie napisała, rozumie więc to jako sprzęgnięcie wysiłków autora i czytelnika. (Jean-Paul Sartre, „Czym jest literatura? Wybór szkiców krytycznoliterackich”, wyb. A.Tatarkiewicz, przeł. J. Lalewicz, Warszawa 1968, s. 189). Pisarz praktykuje w doświadczeniu czytelnika, dzieje się tak za sprawą przeobrażeń dokonujących się przez wpływ literatury i zarazem modelowanie horyzontów odbiorcy, zatem można powiedzieć, że wówczas rozpoczyna się ciekawa intymna relacja między dwoma podmiotami i na potrzeby niniejszego wpisu należy rozumieć ją jako romans. Z kolei John Daway twierdził, że sztuka pozostaje w ciągłości z doświadczeniem, stanowi ona jakość tego, co zostało wykonane, nie jest zatem możliwe oderwanie od siebie tych inherentnych komponentów, które finalnie (w akcie odbioru tekstu kultury) permanentnie odżywają i redefiniują się, dokładając za każdym razem znaczeń i sensów.

Teorie ze swojej natury są konstrukcyjne, rodzajem umowy czy konwenansu, dlatego zniechęcają nas wielością, złożonością i tym, że niejednokrotnie stoją wobec siebie w kontrze, co bywa frustrujące i dotyczy to także literatury. Poza tym przyjęcie konkretnego dyskursu teoretycznoliterackiego wymaga rzetelności, wiedzy – to kolejny balast pozastający w sprzeczności (choć, nie wiadomo, czy na pewno) z intuicyjnym, emocjonalnym odbiorem tekstu kultury, a przede wszystkim dzieła literackiego. Wydaje się więc zrozumiałe, że – jak pisze Roland Barthes, autor „Fragmentu dyskursu miłosnego” i „Przyjemności tekstu” – „Przychodzi taki dzień, w którym czujemy potrzebę poluzowania teorii, przemieszczenia dyskursu, idiolektu, który się powtarza i nabiera zwartości, aby doznał wstrząsu przez jego kwestionowania.” (Roland Barthes, „Przyjemność tekstu”, przeł. A. Lewańska, Warszawa 1997, s. 93.). Choć osobiście przejawiam skłonności do podążania za głosem tych, którzy w obcowaniu z tekstem widzą raczej potrzebę uruchomienia uważności i podjęcie niepozbawionych czułości wysiłków intelektualnych, wydaje mi się zasadne popatrzenie na to, co proponuje się na antypodach teorii literatury, czyli w anty-teorii literatury, szczególnie interesujący w tym kontekście staje się wabiący czytelnika potencjał uwodzicielski samego tekstu literackiego.  Warto jednak zaakcentować, że ta miłosna interakcja jest wyjątkowa i niepowtarzalna, wystawiona na ryzyko, bo rodzi się i zanika wraz z jej uczestnikami.

„Nie istnieje przecież „teoretyczny” nadawca dyskursu miłosnego – mówi Barthes – czyli ktoś, kto sam byłby nieuwikłany w miłość, dla którego byłaby ona jedynie przedmiotem przekazu. Nie istnieje też teoretyczny, potencjalny odbiorca dyskursu miłosnego. Ten, do którego zwraca się dyskurs miłosny, nigdy nie jest wobec niego uprzedni, lecz rodzi się wraz z dyskursem i z dyskursem odchodzi w niepamięć. Relacja miłosna jest zawsze jednokrotna i niepowtarzalna, ustanawia się tylko w tej jednej jedynej sytuacji, która zawsze pragnie być pierwszą i jedyną we wszechświecie. Interakcja zakochanych nie ma większego sensu poza relacją tego właśnie nadawcy i tego właśnie odbiorcy miłosnego komunikatu. Komunikacja nie zachodzi więc poprzez odgórną umowę, ale dzieje się – jest doświadczeniem i doświadczaniem siebie w pełnym tego słowa znaczeniu. Partnerzy pragną pojąć się nawzajem, ale, jak wiadomo, nie chodzi tutaj tylko o transfer pojęć. Potrzeba wzajemnego zrozumienia nie da się oddzielić od rytmów ciała. Komunikacja miłosna jest zawsze grą wystawioną na ryzyko (nigdy nie mamy pewności, czy partner pragnie nas tak samo jak my jego), performatywna gra każdorazowo ustanawia swoich partnerów – ich istnienie ( jako podmiotów miłosnego dyskursu) nie ma sensu poza tą i tylko tą relacją, a i przebieg erotycznej gry jest całkowicie nieprzewidywalny.” – pisze prof. UJ Anna Burzyńska. (Anna Burzyńska, „Anty-teoria literatury” Kraków 2006, s. 173-174). Co więcej, wybory czytelnicze w takim przypadku mogą być, i są, dosyć nieoczywiste, zwielokrotnione i dyktowane różnymi równie nieprzewidywalnymi motywacjami. Nie każdy sięgnie po teksty najbardziej wartościowe, arcydzieła zawierające w sobie uniwersum interpretacyjne o wysokiej magnitudzie. Kiedy literatura uwodzi czytelnika, jednocześnie „mocą rozkochiwania” stwarza problemy teorii, bo zaczyna zacierać się granica życia (Chociaż warto również podkreślić, że np. Ryszard Nycz zupełnie bez ekscentryzmu twierdzi, że świat jest tekstem, więc również istnieją subtelne, transparentne przejścia między światem a tekstem, tropy, ślady rzeczywistości. Z kolei Michał Paweł Markowski – zanim zaczął emanować inklinacjami wobec polityki wrażliwości – zajmując się Barthes’em, zamiast o rozkoszy, pisał o pragnieniu, które dla niego korespondowało z nieprzewidywalnością i nieobliczalnością życia.), poza tym zaciemnia przejrzystość wobec aktu komunikacji literackiej.

Wydaje się, że jakimś rodzajem konsensusu między porywem serca, namiętnościami czytelniczymi (lepszym lub gorszym romansem z tekstem) a intelektualnym zadośćuczynieniem teorii będzie wartość, na którą zwraca uwagę zarówno Adorno, jak i Michał Paweł Markowski, czyli wrażliwość czy cały zespół zachowań – polityka wrażliwości sprawiająca, że w ogóle humanistyka ma sens. 

„Za kiepską kondycję humanistyki odpowiada rozproszony ponad miarę naiwny materializm, który interpretację oddziela od świata i zamyka na ziemi jałowej uniwersyteckich kampusów […]” – pisze Michał Paweł Markowski. (Michał Paweł Markowski, „Interpretacja”, t. 1, Gdańsk 2023, s. 386). Następnie powołując się na Adorna dodaje, że „Najpierw jest wrażliwość, potem przychodzi poznanie, które nie może się do wrażliwości nie odwołać. Kiedy natomiast wrażliwość zostaje wykluczona, poznanie nie ma się na czym oprzeć. Adorno jednak słusznie powiada, że wrażliwość nie wyklucza teorii, „która inspiruje interpretację i z niej czerpie”. Między wrażliwością, która interpretuje świat, i teorią, która jest dla niej inspiracją, nie ma konfliktu. Wrażliwość jest z teorią ściśle spowinowacona, a konsekwencje tego mariażu są poważne.” [podkreślenie grubością czcionki – moje E.] (op. cit., s. 387).

Wasza E z CTS

Zdjęcie ma charakter poglądowy. Źródło: pexels.com

PODZIEL SIĘ