SŁOWO O LITERATURZE I SZTUCE NA DZIŚ, PROSZĘ BARDZO #53. Dziś o „techne tou biou” i literaturze, myśleniu o człowieku jako systemie autopojetycznym (to jest też cecha literatury), skłonnym do nieustannego nieustannego „en passant”, dążącego do uzyskania stanu ataraxia i korzystającego z renesansowej strategii self-fashioning. Krótko: O tym, że warto czytać. Autopojetyczność związana jest z koniecznością rewizji świata w takim sensie, żeby podmiot stanowił dobrą dynamiczną całość, oznacza permanentne rekonstruowanie się w reakcji na bodźce (np.: pod wpływem kultury, społeczeństwa, grupy społecznej). Platon ponosił kwestię samoczytania się, ten rodzaj filozoficznej zadumy był utożsamiany z „techne tou biou” i kanalizowała troskę o samego siebie w szerszy wymiar troski o innych. Foucault Platońskiego gnothi seauton nie odrzuca, ale uważa za nieco defektywne, bliższe jest mu greckie nowe rozumienie epimeleshai (zajmowania się sobą), które zamienia na „kulturę siebie” i wyznaczył kilka technik pracy nad sobą: pisanie listów, autoanalizę, ascezę oraz interpretację snów. Pierwszą technikę powinno się rozumieć holistycznie, ponieważ „chodziło o wiele sposobów zwracania się ku sobie i analizowania siebie poprzez teksty czytane, komentowane i wymieniane z nauczycielem-przewodnikiem” („Sobąpisanie, ćwiczenia duchowe i Foucault jako parezjasta” w: Roma Sendyka „Od kultury ja do kultury siebie”, s. 262) przy uwzględnieniu stoickiej askesis, a wszystko po to, by asymilować nabywane prawdy i wzmocnienie relacji z samym sobą. Literatura może zatem w tym procesie odgrywać integralną rolę. Oczywiście nie należy spodziewać się, że zadziała jak Ketanol, nie, nie, to nie tak, choć nie jest to całkowicie wykluczone w stosunku do jednostki. Chodzi jednak o to, żeby nie była jedynie częścią, terenem jedynie poznawczym. Ma jakby prowokować do reinterpretacji prawd, które są znane człowiekowi. Praca nad sobą nie rozdziela, zdaniem Fouceaulta a wcześniej Seneki, pitagorejczyków, stoików, wymiaru intelektualnego od sfery duchowej, fizycznej, społecznej, zdrowotnej. Jeśli literaturę i tekst filozoficzny uznać po prostu za tekst wymagający zadumy, testowania, zamysłu, to ciekawie zabrzmią następujące słowa Hadota, który postulował, że akt filozoficzny nie jest „umieszczany jedynie w porządku poznania, lecz również w porządku ‚samego siebie’ i porządku istnienia; to akt postępu, który sprawia, że bardziej jesteśmy; który czyni nas lepszymi. Jest to konwersja powodująca przewrót w życiu, zmieniająca tego, który jej dokona” (Pierre Hadot, „Filozofia jako ćwiczenie…”, s. 14) przede wszystkim w wymiarze egzystencjalnym. Skoro postulat zerwania z filozofią jako jedynie teoretyczną, abstrakcyjną i nietożsamą ze sztuką życia jest możliwy (u Schopenhauera, Spinozy, Bergsona, Heideggera, Nietzschego, Sartre’a), to zadziała (i działa) również w odniesieniu do literatury. Oczywiście nie chodzi o to, żeby z marginalizowanej praktyki uczynić teraz priorytet i afirmować ją, zatracając jednocześnie jakiś wysublimowany rodzaj „elitarności” literatury, ale „sobąpisanie”, „ataraxię (spokój ducha), „techne tu biou” – jak dodaje Foucault w różnych postaciach. Może jeszcze warto zwrócić uwagę na techne – bardzo rzemieślnicze, proceduralne określenie, które nadaje charakter tej zadumie nad tekstem i sobą samym.
Konkludując, bywa, że szukamy rozwiązań dla siebie i na siebie, można je znaleźć w literaturze, o której warto mówić, trzeba, mając na względzie również „życiomyślenie”, proces doskonalenia i rozwijania siebie.

Tekst powstał w kwietniu 2019 r. i wówczas został opublikowany na moim FB.
#literatura #sztuka #czytasztosuper #życie
PODZIEL SIĘ