SŁOWO O LITERATURZE…#47. Legitymizacja humanistyki, pilna potrzeba mediacji oraz niepodległości. Odpowiedzią na współczesność byłaby konwencja romantyczna pełna niejasności i przede wszystkim swoistych rozproszeń, dysonansów lub – o czym wspominała Olga Tokarczuk w przemówieniu Noblowskim – konwencja dobrego serialu, wynikająca bardziej z przekonania, że człowiek nie jest homogeniczną, a jego poznanie, samopoznanie i doświadczenie są „wielorakie”. Pojawiają się też uwagi, iż tylko scalone życie nabiera wymiaru etycznego (takie stanowisko przyjmuje np. G. Strawson). Może jest też tak, że diachronia i epizodyczność wcale się nie wykluczają, a przynajmniej nie muszą się wykluczać. Niezależnie jednak wolno nam jednak sądzić, idąc myślami za np. Michałem Pawłem Markowskim, że humanistyka to rodzaj powszechnej dyspozycji, nie stawia konkretnego celu, ale pozwala na budowanie samoświadomości i rozumienie, a mówiąc językiem Gombrowicza, „poszerzenie świadomości”, bowiem nie chodzi w niej tyle o to, że rzeczy/ zjawiska/istoty są, ale o to jak są mówione, opowiadane przez kogoś. Pola humanistyki nigdy się nie zamkną, ponieważ nie dotyczy ona krajów czy grup, ale ma wymiar wszechogarniający. Nie ma przsady w powiedzeniu, że człowiek od zawsze dążył do wypowiedzenia siebie, do opowiedzenia o sobie i świecie, do rodzaju ekspresji bez względu na okoliczności, współrzędne geograficzne. „Podmiot staje się podmiotem poprzez sztukę, poprzez refleksję, poprzez interpretację. Inaczej nie staje się nikim. Sztuka, w jej licznych przejawach, nie jest zewnętrznym wobec podmiotu obiektem poznania (tak zakłada erudycyjny model humanistyki, wyznający ideał wiedzy opartej na dystansie wobec swojego przedmiotu), lecz warunkiem jego istnienia. (…) podmiot istnieje tylko w medium sztuki” (Michał Paweł Markowski, „Polityka wrażliwości”, Kraków 2013, s. 431), zatem niejako wybija humanistykę na podium wszystkich dyscyplin. Sztuka (w rozumieniu również: literatura, filozofia) to sfera mediacji nieuchronnie potrzebna podmiotowi, żeby w ogóle był kimś i wiedział, że kimś jest, jednak bez ostatecznych uzgodnień, bo – jak zostało już napisane – pole humanistycznego kształcenia pozostaje otwarte, a co więcej nie dezaktualizuje się (ten proces zachodzi w naukach ścisłych). Chciałoby się powiedzieć, że humanistyka jest odwieczna i nieśmiertelna, a wyzwanie jej dotyczące to permanentna reaktywacja i rekontekstualizają tego, co już zostało, powiedziane, „poznaniem poznanego” (August Boeckh). To wszystko oznacza, że oczywiście nie tylko „zwykły” odbiorca literatury i sztuki może jakiś światów nie lubić, ale nie nikt z nich nie może uznać ich za zbyt odległe. To ogromny błąd, za którym w pewnym sensie stoi instytucjonalizowonie np. wprowadzanie podziału na epoki literackie, które co prawda ma systematyzować i porządkować wiedzę, ale na pewno nie blokować procesy poznawcze i rozumienia literatury (czy sztuki) z powodów ich – jakby to ująć – odległości diachronicznej, bowiem podmiot humanistyki nie da się tak łatwo określić i zamknąć w formalne ramy, a tym bardziej nie raz na zawsze. To samo dotyczy esencji człowieczeństwa. Podsumowując, przyglądać się literaturze, sztuce to jednocześnie żyć sobą i innym, to przyglądać się innemu i sobie w tym samym momencie przy całym skomplikowaniu tego procesu, jego transparencji i potrzeby budowania tożsamości podmiotu, ale również utrzymania przez niego swego rodzaju NIEPODLEGŁOŚCI, w końcu „Humanistyka to świadomość podmiotu, który utracił swoją podstawę i dzięki temu może się – dzięki sztuce – ukształtować. Przyznajmy: niemała to stawka.” (op. cit., s. 432). Pozdrawiam, Wasza E z CTS

PODZIEL SIĘ