Pytanie, które dziś stawiam jest przeze mnie powtórzonym, ponieważ słyszałam je wielokrotnie, było mi zadawane przez młodych ludzi, słuchaczy, uczniów, pojawia się też w innych dyskusjach.
Dlaczego wiedza wynoszona ze szkoły jest mało niepraktyczna, podręczniki i programy nauczania przeładowane szczegółowymi treściami, które obciążają tylko pamięć?
To jest bardzo ciekawe i jednocześnie trudne pytanie, na które odpowiedź nie będzie wystarczająca, przede wszystkim, dlatego że udzielając jej, trzeba dotknąć wielu aspektów związanych z celami edukacji.
Wszelkie generalizacje są drogą na skróty, jest w nich garść prawdy i trochę dziegciu.
Należy podkreślić, że żyjemy w bardzo dynamicznym świecie, zglobalizowanym i podlegającym nieustannym zmianom, których źródła są zróżnicowane.

Taka rzeczywistość wymaga reakcji i my się na nią zdobywamy, odpowiadamy, przyjmując określone postawy. 
Umiejętnościami przydatnymi we współczesnym i przyszłym świecie są: szybkie uczenie się i równie szybkie, jeśli nie szybsze, oduczanie się, by móc uczyć się na nowo. Właściwie mogłaby to być jedna umiejętność, ponieważ te, o których wyżej mowa są mocno kolektywne.

Rozumiejąc sens takiej postawy, nigdy jako uczący i uczący się nie powiemy, że szkoła jest tworem skostniałym i po Gombrowiczowsku upupiającym. Jednak wciąż jeszcze bardziej wierzę niż myślę, że nikt uczniom nie każe recytować formułki o wielkości Słowackiego, a szkoła skłania do poszukiwań odpowiedzi, sensu i uzasadnienia również dla kanonu.
Współcześnie dostępne jest tak bogate spektrum edukacji pozaformalnej (kursy, szkolenia, obozy np. językowe),  a umiejętności i wiedza uzyskiwane na drodze edukacji nieformalnej (np. poprzez wpływy z podróży, domu rodzinnego, grupy rówieśniczych), że nie dziwi pytanie o zasadność edukacji formalnej. Potrzebujemy jej, ponieważ:

1) Nie wszyscy, choć życzyć tego każdemu z osobna, będziemy Billem Gatesem.

2) Cele edukacji związane są z obszarami zdobywania umiejętności, ale także wiedzy, wychowawczymi i aksjologicznymi. Ponieważ wiedza, teoria jest bazą, podstawą edukacja szkolna nie musi się tłumaczyć z tego celu. Wiedzę musimy umieć stosować, ale też wydaje się, że jest ona autoteliczna, ma wartość sama w sobie. Buduje jednostkę, rozwija (Nawet jeśli do końca życia, nikt nas o amebę nie zapyta)! Przepraszam za militarną dygresję, ale największa gotowość nie wystarczy, jeśli nie rozróżniamy patyka od broni.

3) Bez zaangażowania, fascynacji, odrobiny buntu nie ma rozwoju. Te wartości oliwią tryby postępu, a szkoła to miejsce, w którym mają się kondensować i uaktywniać.

4) Dezaktualizacje są wpisane we współczesność i musimy to zjawisko oswoić, akceptować.
Nadążanie jest naszym imperatywem. W takiej rzeczywistości trudniej jest być nauczycielem, wykładowcą, łatwiej o uczniowskie rozczarowaniaStąd wyzwanie i potrzeba zrozumienia tak po jednej, jak i po drugiej stronie katedry. 

5) Wielokrotnie we wpisach podkreślałam wagę autentyczności. Każdą organizację (też szkołę) tworzą ludzie. Ta zakłamana i oparta na mistyfikacji traci rangę, szacunek. To widać, nawet jeśli usilnie zamiata się taki stan pod dywan, budując uładzony, lśniący wizerunek. Autentyczność implikuje otwartość i może pozwolić sobie na błąd, ponieważ i tak go poprawi. Zakłamanie tonie w błędach, twierdząc, że nie ma nic sobie do zarzucenia.

Reasumując, powiem, że niewdzięcznie i niesprawiedliwie jest w sposób jednoznaczny oceniać szkołę przez pryzmat celów kształcenia, programów, testów. Z pewnością szalenie niewdzięcznie i niesprawiedliwie wobec ludzi, którzy w sposób mądry i refleksyjny potrafią z nich korzystać, posługiwać się nimi i poza nimi otwierać się na ucznia, studenta, słuchacza, człowieka.
Pozdrawiam. E z CTS

PODZIEL SIĘ