SŁOWO O LITERATURZE I SZTUCE NA DZIŚ? PROSZĘ BARDZO #34.  Będzie o tym, czy literatura może pomóc nam być ex-centrykami. Punktem odniesienia uczynię esej Olgi Tokarczuk pt. „Człowiek na krańcach świata”, który ukazał się w „Polityce”. Za ostateczny cel rozważań obieram sobie udowodnienie, że ex-centyryczność to cecha (lub zdolność, właściwość) skalowalna, odnosi się zarówno do jednostki, jak i zbiorowości (rozumianej również w kategoriach globalnych). Skoro literatura stanowi humanistyczne laboratorium, to nie sposób oprzeć się przekonaniu, iż pomoże człowiekowi zejść Mont Blanc antropocentryzmu (jeśli tylko on zechce, a chyba po prostu będzie musiał…). Wisława Szymborska swoją twórczością krojoną miarą Nobla uwiadamiała i uświadamia, iż właściwie pychą (hybris) jest myślenie człowieka o samym sobie bez uwzględnienia sieci kontekstów i powiązań, w których ludzka perspektywa jest osłabiona, potencjonalna, a w każdym razie nie jedyna. To bios i zoe dają znać, poza tym należałoby wyjść poza ujęcie globalne (bo świat zaczął się kurczyć, jest poznawalny, nawet bez konieczności ruszania się z miejsca w np. z maleńkiej miejscowości). „Nie jesteśmy monolitami oddzielonymi od siebie i od innych bytów” – pisze Olga Tokarczuk w przywołanym wyżej eseju. A skoro tak, potrzeba nam innej perspektywy, która udźwignęłaby nas i inne byty, może perspektywy kosmicznej, a to już bliskie jest konceptualizacji barokowej, w której optyka myślenia o świecie i człowieku błyskawicznie konwertowała z mikro do makro i z makro do mikro wymiaru. Można od tego dostać zawrotu głowy, jednak lepsze to, niż uzurpowanie sobie prawa do natury, która co prawda równać się z kulturą nie może, jednak to właśnie kultura względem niej się suplementuje i ten stan musi konotować redukcję człowieczej zuchwałości, bo – mówiąc metaforycznie – z tego lasu, żeśmy wyszli. Wystarczy spojrzeć na wyludniałe przestrzenie po czarnobylu, gdzie natura pokazywała i pokazuje swoją moc, odradza się, mocuje, a my – użyję frazy Tokarczuk – „gatunkowi narcyzi”, wcale tam pierwsi się nie regenerujemy. Człowiek jest słabszy niż mu się wydaje i mniej ciekawy, pociąga go oryginalność, ale finalnie – to również podkreśla Tokarczuk – wszyscy jesteśmy tacy sami, żadne z nas pępki świata, a jednak w narcystycznym zadęciu tworzymy podziały dychotomiczne, binarne. Zapominamy przy tym, że różnorodność jest inherentną częścią tego, co nas wyprzedza – natury. Gdyby było inaczej Arka Noego nie musiałaby być aż tak wielkim tworem, albo po prostu można było do niej zmieścić to co napatoczyło lub już tylko człowieka. Od czasu do czasu rzeczywistość zostaje „wysadzona”, Tokarczuk pisze o Czarnym Łabędziu, a my przyzwyczajeni do wyściełanych kokonów i konsumowania chowamy gdzieś w kąt wór podróżny i laskę pasterską, bo bycie wędrowcem wymaga myślenia i to takie de mode, staje nam przed oczami jako żywa Agata z „Chłopów” i konieczność obniżenia standardów. A tymczasem przecież to co ewentualnie mamy, to i tak dzierżawa, co ją – z większym lub mniejszym bólem serca, niezgodą – oddać trzeba. Olga Tokarczuk o Arce Noego również wspomina, ale w kontekście nadmiary, przesytu, tak charakterystycznych dla współczesnego świata. Potrzebujemy tylko tego, co konieczne, niczego więcej. Nawyk redukcji to nowa kompetencja czasów, natomiast nigdy nie może on się odnosić do samego człowieka. Znika ciekawość, dziecięce zdziwienie, nawet egzotyka stała się już – jak pisze Noblistka – gadżetem, zatem naprawdę egzotyczne jest to, co wyobrażeniowe, świat poza-widzialny, w nim jest tajemnica. Zapatrzeni w podobne twarze (sprzyja temu postęp medycyny estetycznej i dostęp do niej), może zaczniemy szukać tajemnic, a stąd to już absolutnie blisko do literatury, szczególnie tej o charakterze parabolicznym, z bohaterem everymenem i historiami wykraczającymi poza diachronię, rozciągłości geograficzne, mającymi raczej status uwspólniający – unus mundi. Taka literatura dużo bardziej zmusza do ex-centryczności, odrzucenia jednostkowego ja, wyjścia poza centrum, przyjęcia, iż rdzenie, podszewki wszyscy (nie tylko ludzie) mamy całkiem synonimiczne, ale poza tym jesteśmy – co również warto podkreślić – różni. Wysiłek ex-centryzmu wydaje się już koniecznością, czymś, co trzeba wpisać w standardy współczesności, także aby rozpoznać, co wspólne i różne. Pozdrawiam, Wasza E z CTS
* Olga Tokarczuk, „Człowiek na krańcach świata”, „Polityka”, nr 40 (3281), 30.09-06.10.2020, str. 24-30.
Tekst powstał: 12.10.2020 r. i wówczas też został przeze mnie opublikowany na moim FB.
PODZIEL SIĘ