SŁOWO O LITERATURZE I SZTUCE NA DZIŚ? BARDZO PROSZĘ #38. Będzie o przeobrażeniach dokonywanych przez homo rhetoricus i spacerach po cmentarzysku. Same imagnacje nie sankcjonują dzieła i chociaż mają one cechy czasownikowe, to dopiero wysiłek retoryczny, by prościej rzec, konwencjonalny sprawia, że można się z nimi mierzyć. Oczywiście droga niejako sprowadzania tego, co wyobrażeniowe staje się naznaczona metaforyczną śmiercią, a jej narzędzie to wybór. Finalnie chodzi o to, żeby w strukturze wyjść poza nią i nadać całości cechy podmiotowe, indywidualne o wartości estetycznej. „Przywodzi to na myśl zdanie Sartre’a o krytykach literackich, nazywanych przez niego także strażnikami cmentarnymi (zob.: J.P. Sartre „Czym jest literatura? Wybór szkiców krytycznoliterackich”, wyb. A.Tatarkiewicz, przeł. J.Lewanowicz, Warszawa 1968 r., s. 178). Trudno nie ulec wrażeniu, że jest to dosyć apokaliptyczna wizja procesu emergencji nowego. Aby tekst mógł żyć jednocześnie musi zostać uśmiercone wszystko to, co nie padło ofiarą zbawiennego wyboru i jednocześnie wskrzeszone wszystko to, co kiedyś już było. Twórca ma w związku z tym coś z guślarza. Narodziny za cenę śmierci, zdrada za cenę wierności. (Temu przytaknąłby Zaratustra, który mówił: „wzywam was, abyście mnie zgubili, a w zamian samych siebie znaleźli” w: F. Nietzche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo”, przeł. W. Bernet, Kęty 2004, s. 47). „Moment odkrycia, że początek poetyckiej jaźni zawieszony jest w próżni, prowadzi do wniosku, że w przeobrażeniowym modelu podmiotowości konieczny jest – obok agonu – również element miłości. Umożliwia on pierwszą identyfikację, a potem pozytywne kształtowanie efeba przez tradycję uosabianą przez prekursora, czyli otwarcie się na wpływ. Moment identyfikacji poprzedza nawet pierwsze wysiłki zmierzające ku zbudowaniu odrębnej podmiotowości” – pisze M. M. Kania („Marta Matylda Kania „W poszukiwaniu twórczego podmiotu” w: „Żywioły wyobraźni”, Kraków 2014, s.109). Wyobraźnia i imaginacja zawsze będą mieć przewagę nad retorycznością. Pojedynek: homo imaginator vs homo rhetoricus jest z gruntu nierówny, ponieważ ten pierwszy ma wolność, drugi zaś wolnym nigdy nie będzie, lecz za tym „zniewoleniem” idzie swego rodzaju jawność, zaś w strefie wyobrażeniowej może zostać na zawsze coś, co nigdy żyć w tekście nie będzie, zatem martwym pozostanie. Czytanie zatem zawsze polega na wkraczaniu na cudzy ląd, czytelnik to podróżnik, „który krąży po ziemi innego” (M de Certeau „Wynaleźć codzienność. Sztuki działania”, przeł. K.Thiel-Janczuk, Kraków 2008, s. 172-173), podobnie myśli Ryszard Nycz, widzi bowiem czytelnika jako podróżnika po świecie tekstu (zob.: R.Nycz „Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze”, Kraków 2000). Dzięki jego istnieniu tekst nabiera znaczenia, ale i jednocześnie sam podróżujący ne zostaje bez wpływów z podróży. W kontekście dzisiejszego wpisu wypada jednak dodać, że jest to specyficzna podróż, podróż po rozległym cmentarzysku. A może – myśląc Ingardenem – qasi-cmentarzysku, bo czy wierzyć, że tak samo będzie żyło dzieło sto lat temu, tysiąc, co dziś, co za kilkanaście dekad? Czy te cmentarzyska będą tymi samymi? Czy da się oderwać je od kontekstu kulturowego i jego aktualizacji? A może właśnie zgodzić się na empiryzację i fikcjonalizację, które istnieć oddzielnie nie mogą, na grób, na ślad materialnego, obecności, nieobecności, zatrzymać się nad nim i przywołać (ewokacja)? Pozdrawiam, Wasza E z CTS

Wpis powstał 27 września 2020 r. Wówczas też został zamieszczony na moim FB.

#literatura #życie #czytasz #teoria #zaratustra #uj #cztasztosuper

PODZIEL SIĘ