Tak się stało, żeśmy uwici z traum, niepokojów i nieszczęść. Wszelkie próby odcinania się od martyrologicznej przeszłości jednak wydają się kiepskim pomysłem, bo to, co jest naszym przekleństwem, buduje też narodową tożsamość.
Romantyzm w nas specyficznie istnieje i jest pod względem kulturowym bardzo dla współczesności ważny. Jest naszym piekłem i niebem (Marcin Król).
Problemem mogą stać się aktualizacje, wskrzeszenia romantycznych dzieł, myśli np. na deskach teatru. Pytanie brzmi:
Czy warto wskrzeszać na modły postmodernistyczne czy zostawić bez uwspółcześniania?
Tradycja – mówił Przemysław Czapliński – to nasz obowiązek, tylko trzeba redefiniować romantyzm, zaszlachtować się go nie da i nie da się wyrzucić Mickiewicza ze szkół (Choć i on, i Słowacki są w pewnym sensie niebezpieczni.) Romantyzm jest więc otwartym projektem, raz na jakiś czas podsycanym zakrętami historii, też najnowszej np. katastrofą smoleńską.
Być może romantyzm dla współczesnych staje się zgubny, bośmy sobie zbyt mocno przyswoili paradygmat słabości, niemocy, metaforycznej męczeńskiej śmierci i poświęcenia.
Nieromantyczny początek nowej generacji można wyprowadzić już od Słowackiego, który słusznie i niesłusznie nazywany przez Tarnowskiego bluszczem owiniętym na Szekspirze faktycznie robi coś więcej niż Mickiewicz, bo rozsadza myślenie romantyczne, jednak wciąż opierając się na fantazmacie walki. Autodekonstrukcja polskiego romantyzmu u Słowackiego nie jest na tyle inwazyjna, by się w pełni obronić. Pozostajemy z różnych przyczyn bezradni wobec romantyzmu. Po pierwsze ironia romantyczna, która mogła okazać się rodzajem „tarczy” zdezaktualizowała się przez obecność w historii literatury polskiej postromantycznej, dużo bardziej drapieżnej ironii Witkacego czy Gombrowicza. Dezaktualizuje się też kategoria wzniosłości.
Po drugie pożenienie obowiązku z przyjemnością nigdy łatwe nie było. Naszym obowiązkiem jest znać romantyków. To czy można bez nich żyć czy nie, to jest sprawa drugorzędna.
Kanoniczny (też szkolny) przymus kłóci się z przyjemnością, drażni prześniona nowoczesność. Jednak te dwa aspekty są jak nogi dobrego stołu. Z jedną podcięta będzie się chwiał.
My, jako społeczeństwo, spadkobiercy tego, co kulturowo nam dano, jesteśmy trochę niefortunnie ustawieni względem przyszłości, bo dla nas bohaterowie, weźmy tych z kanonu, np.: Kordian, Konrad, ale też inni, którzy wychodzili poza obręb próżniaczej klasy społecznej, Wokulski, Judym to – podkreślić należy – wielcy bohaterowie, których ostatecznie łączy jedno: PORAŻKA. Żaden nie doprowadza projektu do końca, żaden nie jest konsekwentny.
Tacy są bohaterowie, oni kształtują postawę młodzieży, oni płyną pod skórą naszej kultury.
Jest to niewątpliwie problem,
Kolejne pokolenia budują tożsamość na odpowiedzi: „Kto ty jesteś? Polak mały”. Mam nadal wątpliwości, czy tu chodzi o wiek, bo kto z dorosłych na to samo pytanie odpowie inaczej? Myślę, że nikt.
Wielość i małość są kategoriami nijak mającymi się do wieku, zwłaszcza, kiedy chodzi o kładzenie podwalin pod tożsamość narodową bez nadęcia nacjonalistycznego, za to ze świadomym poczuciem wartości.
Reasumując debatę Słowacki. Pisanie tradycji można powiedzieć, że po pierwsze romantyzm to taki nurt naszej tożsamości, który będzie ciągle żywy i jeśli
potrzebą czasu jest na nowo określenie siebie, nie można go zaszlachtować a należy redefiniować (np. na nowo ustalić stosunek do romantycznego paradygmatu słabości, poświęcenia). Romantyzm to projekt, projekt otwarty, więc jesteśmy też jako współcześni jego częścią. Zabić romantyzm, to jak zabić nas samych.

E z CTS
Tekst powstał po wysłuchaniu debaty w Teatrze Powszechnym Słowacki. Pisanie tradycji, która odbyła się po inscenizacji Lilli Wenedy i Fantazego Juliusza Słowackiego w reż. Michała Zadary.  W debacie także udział wzięli: prof. Michał Kuziak (UW), prof. Monika Rudaś-Grodzka (IBL PAN), prof. Przemysław Czapliński (UAM), prof. Agata Bielik-Robson (PAN), Michał Zadara. Prowadzenie: Paweł Goźliński.

PODZIEL SIĘ